1.2.14

Kolejny odcinek drogi trwał niecałe 10 minut. Za to większość czasu spędziliśmy jadąc ciemnym tunelem wydrążonym w skale. W otchłani czekała na nas niespodzianka. Nagle z monotonnego rytmu pociągu, wybił się szum zachwytu naszych współpasażerów, tym samym opisując widok którego mogliśmy uświadczyć przez dwie sekundy. Coś niesamowitego! Wkrótce trafiliśmy do wymarzonego miejsca. Krainy z obrazka, z piętrowo ustawionymi domkami  przesyconymi kolorami. W oczy raziła nieskończenie wielka turkusowa plama morza Liguryjskiego. Kolejną niewiadomą był dla nas pokój w którym mieliśmy się zatrzymać. Okazało się że nasza kwatera jest w zupełnie innym miejscu niż hotel w którym zrobiliśmy rezerwacje. Oddalone jakieś 200 m , a może i dalej od hotelu - czekały na nas tajemnicze drzwi kamienicy. Przewodnik znikając za wrotami krzyczał tylko ,,low cost, low cost!'' Tym bardziej nie wiedzieliśmy czego możemy się spodziewać. Odpadający tynk ze ścian ścielił schody grubą warstwą pyłu, a  zapach wydobywający się ze smażalni ryb która była piętro niżej mieszał się z wilgocią murów. Pokój jak na nasze ,,studenckie'' oczekiwania okazał się przystępny i dało się w nim spać, mimo że był norą bez dziennego światła. Kolejnego dnia kiedy wynurzyliśmy się z cichej kamiennicy na ruchliwą uliczkę Riomaggiore poczułam się trochę jak w scenie z filmu Spirited Away kiedy Haku wprowadzał Chihiro do Łaźni dla Bogów. Tłumy mijających turystów nie zniechęciły nas wcale! Co krok wioska zachwycała nas swoim wnętrzem. Wąskimi uliczkami z niezliczoną ilością schodów, barwami, schnącym praniem, zapachami włoskiej kuchni, słońcem, ludźmi i morzem.  


Cinque terre